Zamarznięte włosy, odmrożone dłonie, podwójne skarpetki i minus 21 stopni Celsjusza - poznajcie kulisy treningów Klaudii Zwolińskiej
W trenowaniu zimą, gdy nie jesteśmy na zagranicznym zgrupowaniu, czyli w ciepłych krajach, pomaga mi z pewnością mój południowy, góralski charakter – opowiada reprezentantka Polski w slalomie kajakowym,
wicemistrzyni olimpijska z Paryża, która w tym roku
w australijskim Penrith wywalczyła także dwa złote medale (C-1 i K-1)
oraz brązowy krążek mistrzostw świata w kayak crossie.
Aktualnie pracujemy na wodzie, choć temperatura jest na minusie. Myślę, że jest to niczym morsowanie, bo wprawdzie uprawiam sport kojarzący się raczej z latem i słońcem to musimy trenować w warunkach takich, jakie mamy obecnie. Muszę przyznać, że nie należy to do najłatwiejszych rzeczy i nie jest to na pewno moja ulubiona sprawa.
Zawodniczka z Nowego Sącza opowiada, że zdarzało jej się ćwiczyć na wodzie, gdy wokół panował srogi mróz.
Niektóre treningi wymagają tego, żeby spędzić jak najwięcej czasu na wodzie. Mój rekord to minus 21 stopni Celsjusza! Zrywałam sobie sople z kasku, kajak cały był zamarznięty, włosy miałam w ogóle sztywne, więc szczerze mówiąc dzisiaj nie jest aż tak źle – mówi Zwolińska,
gdy wokół temperatura spada poniżej zera.
Mistrzyni świata uważa, że najłatwiej pracę w lodowatej wodzie mogą sobie wyobrazić osoby, które morsują.
Wprawdzie morsowanie trwa tylko kilka minut, a my na wodzie jesteśmy tak naprawdę godzinę, czasami dwie, ale jednak mamy ubranie. Niestety, czasem zdarza się, że wszystko na tobie powoli zaczyna zamarzać. Buzia nam zamarza, rączki zamarzają, z każdą minutą jest coraz trudniej i zimniej. Nie musimy już zatem morsować, bo morsowanie mamy na co dzień w kajakach. Największym problemem są dla mnie dłonie. Włosy zamarznięte mi nie przeszkadzają, jestem przyzwyczajona do tego, że zazwyczaj mam je wiecznie mokre, ale dla mnie osobiście najgorszy jest ból w stopach i w dłoniach. One po prostu nam zamarzają, są całe czerwone i później jak się idzie pod ciepły prysznic, żeby się zagrzać – a czasami to biegniemy pod ten prysznic – to pojawia się bardzo ostry ból. Trzeba sobie radzić, coś za coś. Muszę spędzić troszeczkę czasu na wodzie, żeby później zdobywać medale, a to jest tego cena.
Podwójne skarpety i tylko w wyjątkowych okolicznościach rękawiczki, to próba radzenia sobie w polskiej zimnie, gdy trzeba trenować w wodzie.
Choć brzmi to dziwnie, to niechętnie korzystam z rękawiczek, ponieważ slalom to dopracowanie techniki. Wolę czuć wiosło, lepsze mam także czucie, jeżeli chodzi o pływanie, więc mimo tego, że ręce mi zamarzają, unikam noszenia rękawic. Najgorsze są momenty, najbardziej cierpią dłonie zaraz po przerwie w treningach. Schodzi z nich skóra, bo tego pływania jest bardzo dużo. Ale ja akurat mam bardzo ładnie zadbane dłonie, zawsze prze treningiem wlatuje jakiś kremik, a jak już nie daję rady, to kładę sobie rączki tutaj na brzuszek i jest dużo cieplej – opowiada zawodniczka
nominowana w tegorocznym Plebiscycie Przeglądu Sportowego
na najlepszego sportowca 2025 roku.
Zwolińska, jak i pozostali reprezentanci Polski, których wspiera sponsor główny PGE Polska Grupa Energetyczna S.A, sporo czasu zima spędzają za granicą, w cieplejszych regionach, by nie każdego dnia musieć zmagać się z mrozem czy chłodem.
Mamy ten przywilej, że jednak w zimie wyjeżdżamy najwięcej i szukamy cieplejszych rejonów. A ja troszeczkę nad tym ubolewam, ponieważ kocham mój region, uwielbiam góry i lubię bardzo zimę. Jestem dumna, że pochodzę z południa Polski. Czasami nawet jestem zła, że aż tyle wyjeżdżamy w tym okresie. Żeby mieć fajne warunki treningowe jest niestety konieczne, a na nasze góry zimą znajdę jeszcze kiedyś czas – dodaje 26-letnia wicemistrzyni olimpijska z 2024 roku.




