Abp Galbas w Boże Narodzenie apeluje o odnowienie relacji: zróbmy krok do siebie
W uroczystość Narodzenia Pańskiego metropolita warszawski przewodniczył mszy św. w bazylice archikatedralnej św. Jana Chrzciciela w Warszawie.
W homilii zaznaczył, że dla wielu ludzi trudne jest uwierzenie w to, że mały chłopiec narodzony w Betlejem jest "przedwiecznym, niemającym początku Bogiem, jest światłością ze światłości".
- Wielu ma trudność, by schylić się przed tym Dziecięciem. W jaki sposób Bóg mógłby stać się tak mały i tak bezbronny? - pytają. Jak to płaczące Dziecko może być moim Panem i moim Bogiem? A jednak bez uwierzenia w prawdziwość tej tajemnicy nie można być prawdziwym chrześcijaninem - stwierdził abp Galbas.
Podkreślił, że dla Boga nie ma nic niemożliwego, może zrobić wszystko - także to, co nie mieści się nam w głowach.
Zdaniem abpa Galbasa Bóg mógł przyjść w każdy inny sposób: "jako potężny mocarz, jako Bóg silny, jako ktoś, kto z daleka i absolutnie okazuje swoją władzę".
- Wtedy jednak by się Go bano. Ludzie może by i szli za Nim, szliby jednak ze strachu. A przecież imię Boga to Miłość. Nie chciał więc, by się Go bano, lecz by Go kochano. Dlatego wybrał taki sposób objawienia siebie: poprzez narodzenie i to w warunkach, w których może i przychodzi na świat zwierzę, ale raczej nie człowiek: gdzieś na polach, poza miastem, bo nie ma miejsca wśród ludzi, gdzieś w żłobie, bo nie ma kołyski - mówił.
Hierarcha podkreślił, że bożonarodzeniowe odrodzenie i bożonarodzeniowy początek oznacza również odnowienie relacji z bliźnimi.
- Bóg, aby przyjść do nas zrobił krok przez wieczność. Czy potrafimy zrobić krok do siebie, krok na nasze możliwości? Czy potrafimy zdobyć się na ustępliwość wobec siebie? - pytał.
Zaapelował, by w tym czasie zadbać o odnowienie relacji rodzinnych, zawodowych, kościelnych i narodowych.
- Jeden krok do siebie w Kościele. Ty modlisz się tak, ja tak. Ty wolisz tę gazetę, ja tę. Tobie bliżej do tych, mnie do tamtych, ale wszyscy wyznajemy dziś to samo zdanie: że dla nas i dla naszego zbawienia Bóg zrobił wielki krok. Zróbmy więc krok do siebie, choćby najmniejszy - zaznaczył.
- Ile metrów jest pomiędzy ważnymi domami na Krakowskim Przedmieściu, w Ujazdowskich alejach i na Wiejskiej? Da się zrobić do siebie krok? Spotkać się w pół drogi, by porozmawiać? Mieszkańcy i pracownicy tych domów: zróbcie to! Dziennikarze: pomóżcie im w tym - prosił abp Galbas.
Dodał że „wielka miłość idzie z tej małej miłości, jak i ta wielka nienawiść, też idzie z tej małej nienawiści; i wielka przemoc narodowa i światowa też idzie z tej małej przemocy, a pokój, ten wielki narodowy i światowy, idzie z tego małego pokoju, pomiędzy mną i tobą”.
- Trochę zależy to od nas. Masz ten sam kawałek metalu i możesz z niego zrobić miecz, albo lemiesz, włócznię, albo sierp. Masz ten sam kawałek życia, te latka, coraz mniej liczne, które ci jeszcze zostały i możesz je przeżyć albo w pokoju, albo na wojnie. Twoją życiową energię, zainteresowania, pasje, talenty, po prostu wszystko możesz wykorzystać ku zbudowaniu, albo ku zniszczeniu - mówił.
Jak podkreślił, „żeby się rozplątało, żeby się porozkręcało, to jedna ze stron musi poluzować. Bo jak każdy z całą siłą będzie ciągnął w swoją własną stronę, to węzeł będzie jeszcze większy”.
Abp Galbas przypomniał słowa, które powiedział do niego kilka lat temu pewien profesor z Poznania, a które wówczas uznał za niepoważne: „Księże, księdzu, sobie i wszystkim wokół życzę, żeby nie było wojny. Ja już jestem stary i wiem, co mówię”.
- Dziś te życzenia nie brzmią absurdalnie. Przeszywają. Żeby nie było wojny. I to naprawdę zależy - te rozplątania światowe i polskie - od tego, jak jest w nas i jak jest na tych naszych kilkudziesięciu metrach kwadratowych. I od tego kroku, który możemy zrobić - zaznaczył.(PAP)
iżu/ agzi/
Polska, Warszawa




